poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Polcon 2009

Byłem na polconie.:) I nawet uda mi się to opisać w tegomiesięczym poscie.:D Jestem z siebie dumny...

No więc... Jak to było od poczatku...

Sroda
Zapisałem się na Gżdacza. Do samego poczatku konwentu nie miałem pewnosci, czy mnie przyjmą, czy nie, bo dowiedziałem się, że lista gżdaczy w zasadzie jest już zamknięta, ale trafiam na listę rezerwową.
Mimo wszystko przyjechałem dzień wczesniej, coby pomóc rozstawiać konwent. Obudziłem się a'propos tego rano, na styk zdążyłem z kupieniem sobie biletu i wsiąsciem do pociągu, ale zdążyłem i o w pół do drugiej byłem w Łodzi... Na szczęscie byłem cwany i wydrukowałem sobie jak dotrzeć do konwentu, bo pierwszy raz w nowym miescie jest irytujący. Ale dotarłem bez problemów, znalazłem budynki konwentowe, zlokalizowałem jakiego ogra i już od poczatku zacząłem pomagać... Znowu noszenie ławek... Na szczęscie ławek nie trzeba było daleko nosić, nie było ich dużo, w przeciwnieństwie do noszących i szybko się skończyły. Potem przez ładnych kilka godzin zostałem zapomniany i opieprzałem się przy grach... Niestety potem pojawił się inny ogr i powiedział, że potrzebuje kogo do sprzatania. No to poszedłem... ostatecznie przyjechałem wczeniej żeby pomagać... trochę pomogłem przy sprzątaniu, ale że była już 22, zostalimy zabrani do sleep roomów. A właciwie jednego wspólnego sleepa. Po drodze mielismy wycieczkę krajoznawczą, coby gdyby nas ktos pytał gdzie jest costam, moglibysmy odpowiedzieć... W sleepie zostawilismy rzeczy, a potem okazało się, że potrzeba kogos żeby zakończyć składanie informatorów konwentowych i do godziny 4:30 ciąłem wlepki i naklejałem je w informatorach na odpowiednie punkty programu jako erratę dla zmian... Zresztą stwierdziwszy, że o takiej porze, to ja się do sleepa nie będę dobijał, poszedłem spać na ławce w hali wystawowej gdzie żesmy robili te informatory...

Czwartek
W zasadzie już jak zasypiałem, to był czwartek, ale dla mnie dzień się kończy dopiero jak pójde spać...
Obudziłem się koło 6 rano. Była burza. Udalo mi się zasnąć spowrotem i potem obudziłem się już o 8... Stwierdziłem, że wszyscy jeszcze spią i nie ma nic do roboty, więc chciałem wrócić do spania, ale było mi już tak niewygodnie, że ostatecznie wstałem, umyłem się, rozejrzałem po konwencie i poszedłem do sklepu załatwić sobie dezodorant którego zapomniałem z domu.:/
Z zakupów wróciłem koło 10 i poszedłem zobaczyć się z naszą koordynatorką gżdaczy, Ifką. Dostałem swój grafik, wprowadzilismy w niego poprawki, poszedłem na obiad i od razu na pierwszy dyżur który mi wypadał już o 13 pierwszego dnia. Musiałem się tylko wykłócić o identyfikator na akredytacji, coby mnie wpuscili jako obsługę.:)
Potem przez 4 godziny siedziałem w głównym sleep roomie, zapisywałem uczestników, pobierałem opłaty i rozkładałem ich po sali.
A potem wróciłem do games roomu, zorganizowałem grupę do gry w neuroshimę, która ostatecznie skończyła się grą w WODa i to z zupełnie innym MG.:)
A potem spotkałem znajomego, Tigera, w games roomie pogadalimy trochę i nagle się zrobił dzień...


Piątek
W piątek koło 6 rano stwierdziłem, że wypadałoby się umyć i zjesć sniadanie. Pomysł okazał się trafiony, bo prysznice byly wolne, więc nie musiałem czekać.:) Taka pora kiedy wszyscy jeszcze spali.:) Zjadłem sniadanie i teraz ja się połozyłem spać i przespałem jakąs godzinkę...
Jak już się obudziłem, poszedłem na prelekcję Jakuba Ćwieka, coby zdobyć jego autograf na książkach. Tak sobie myslę, Ćwiek to jednak fajny koles. Miły, inteligentny, wygadany... Szkoda, że poznałem go tylko jako autora i prelegenta, a nie jakos osobiscie... Ale książki podpisał...
Potem znowu miałem dyżur. Tym razem na hali wystawowej. Tam, gdzie pierwszego dnia pomagałem składać informatory, a w piątek stały wszystkie sklepy, komputery i stoły do magica i battla. Biegałem po całej sali, upewniałem się, że nikt niepowołany nie łazi po konwencie, pilnowałem żeby mieci się nie wysypywały... Taki sobie dyżur... Nic ciekawego się nie działo...
Ale jak skończyłem, miałem akurat godzinkę, zeby co zjesć, napić się kawy i pójsć na prelekcję Johna Wicka, o tym jak prowadzić sesje...
Bardzo fajna prelekcja, a ponieważ John Wick jest amerykaninem, wiec jeden z ogrów tłumaczył jego wypowiedzi na polski, co skończyło się paroma fajnymi wpadkami i masą smiechu.
A na koniec udało mi się zdobyć autograf Johna na mojej konwentowej koszulce gżdacza.:D
Potem znowu miałem dyżur do 22, pomagałem zamknąć budynek prelekcyjny i poleciałem na umówioną z Tigerem sesję do games roomu.
Sesja trwała do mniej więcej 4 nad ranem, kiedy to dosłownie pospalismy się i stwierdzilismy, że dalsza gra nie ma sensu.
Wylądowałem więc w sleep roomie i poszedłem spać... Spałem może godzinę, czy dwie, ale dzien mi przeskoczył.:)

Sobota
Jak się obudziłem, posiedziałem trochę z ludzmi z ochrony na sleepie, pogadałem, pooglądałem zdjęcia, pomiałem się. Ogólnie fajnie było...
Tyle, że o 8 wyłączyli nam prąd i do 18 miało go nie być. Poszedłem więc do naszej koordynatorki i do 12 robiłem cos zeby się nie nudzić...
Potem był turniej mistrza larpowego ostrza. Znaczy nawalanie się na softy. W pierwszej turze odpadłem... Bywa... Ale przynajmniej przegrałem z kolesiem który zajął 4 miejsce.:)
A potem do 20 znowu robiłem to co akurat było trzeba zrobić jako gżdacz... I o 20 znowu wylądowałem na dyżurze w sleepie. Tym razem jako pilnujący, czy ludzie wchodzący do sleepa to faktycznie konwentowcy. Dyżur miałem do północy, a potem poszedłem spać. Podobno, przez sen odebrałem dwa smsy od koordynatorki, a sam pamiętam, że jak przyszła spać, to nawet z nią pogadałem, niemniej o czym, ni diabła nie pamiętam, bo wszystko to robiłem przez sen...

Niedziela
Obudziłem się o 5 nad ranem. Miałem spać tak do 10, ale mi nie dali. Okazało się, że nasi ochroniarze, którzy mieli nie spać całą noc pilnując sleepa pospali się... No więc poszedłem się umyć korzystając z tego, że wszyscy spią, o czym przez jaki czas ich zastępowałem...
Rano wyszedłem ze sleepa rzem z naszą koordynatorką i poszlismy zamykać konwent.
Dwie godziny costam robilismy, a potem okazało się, że nasi genialni ochroniarze po tym jak im się dyżur skończył, nie czekając na zmianę poszli w cholerę zostawiając wszystko bez żadnej kontroli... Lol, nie??
No więc znowu wylądowałem na dyżurze w sleepie, zostałem tam do 15:40, a potem posprzątałem, wziąłem swoje rzeczy, pożegnałem się ze wszystkimi i pojechałem do domu...
Na pociąg zdążyłem w ostatniej chwili, półtorej godziny później byłem już w wawie i jechałem na sesję z moją stałą grupą...

A do domu wróciłem już w poniedziałek, walnąłem się na łóżko i spałem pół dnia... A teraz idę nadrobić brak snu nakonwencie na ile się da...
Przemyslenia wrzucę jutro, albo pojutrze...

Na gazie wszystkim...

Brak komentarzy: